Czy już wszystkie masz?

Nigdy nawet nie miałem odwagi marzyć, że kiedykolwiek dana nam będzie gra osadzona w uniwersum Pokémonów, która będzie miała to wszystko – otwarty świat, super głosy postaci, angażujące questy i
"Pokemon Legends: Arceus" - recenzja
Nigdy nawet nie miałem odwagi marzyć, że kiedykolwiek dana nam będzie gra osadzona w uniwersum Pokémonów, która będzie miała to wszystko – otwarty świat, super głosy postaci, angażujące questy i jeszcze do tego piękną grafikę. I słusznie. Dostaliśmy jednak właśnie coś w pół drogi – "Arceusa", który chociaż wizualnie mocno kuleje, to jednak za sprawą wielu atrakcji jest moim zdaniem jedną z najlepszych gier z serii od lat. Jesteście ciekawi, jak to możliwe, że gra, która w 2022 roku opiera się na dialogach w chmurkach, a grafiką przywołuje wspomnienia z czasów Playstation 2, ma szansę odnieść sukces? 



"Pokemon Legends: Arceus" przenosi graczy w czasie i przestrzeni do regionu Hisui – tego samego, który gracze mogą znać z późniejszych odsłon jako Sinoh. Nasz niemy protagonista wrzucony zostaje do epoki, w której Pokemony sieją strach i jeszcze nie wiadomo, czy lepiej nauczyć się z nimi koegzystować czy może raczej lepiej je unicestwić. Bohater pozbawiony pamięci i głosu wstępuje w szeregi załogi Galaxy i zaczyna piąć się po szczeblach jej hierarchii, wypełniając kolejne strony pierwszego w historii Pokedexu. A zapełnić go można tylko w jeden sposób – poprzez złapanie wszystkich 242 stworków żyjących w tym regionie. 



Twórcy, korzystając z faktu, że "Pokemon Legends: Arceus" to spin-off serii, drastycznie zmienili formułę podróżowania po świecie, zbliżając ją do tej znanej z serii "Monster Hunter". I tak przygotowania do przygody zaczynamy w mieście, a po przekroczeniu bram mamy do wyboru jeden z kilku regionów, które chcemy odwiedzić. Nie ma tu więc mowy o otwartym świecie, jakiego mogliśmy się spodziewać, jest raczej pusty i brzydki. Pusty, bo złośliwie mówiąc, gra jest w stanie wygenerować jednocześnie więcej Pokemonów niż drzew w ich okolicy, a jeśli już to robi, dostajemy telefon z wczesnych lat 2000 z prośbą o zwrot tekstur i doczytywania obiektów. Grafika to zdecydowanie najsłabsze ogniwo tej części i gdybym miał się skupić głownie na niej, gra odpadłaby już w przedbiegach. 



Na szczęście, po wyjątkowo nużącym, trwającym około półtorej godziny wprowadzeniu, w końcu zostajemy puszczeni samopas na polowanie. Nie pamietam, kiedy tak dobrze się bawiłem w grze osadzonej w uniwersum Pikachu i spółki. Co prawda mamy tu do czynienia z dość prostym systemem rozgrywki opierającym się na zbieraniu składników, tworzeniu z nich pokeballi i substancji leczniczych, łapaniu Pokemonów, ewentualnej walce i powrocie do punktu wyjściowego. Przez 26 godzin, które spędziłem w tej pętli, ani razu nie czułem się jednak zmęczony tą formułą.

Zmienione podejście do polowania pozwala nam w końcu zaczaić się w krzakach, rzucić przynętę i schwytać stworka bez wchodzenia w bezpośrednie starcie. Gdy jednak dochodzi do pojedynku, pojawia się mały zgrzyt. Chyba po raz pierwszy w serii dzieje się bowiem tak, że byle przeciwnik jest w stanie pokonać kogoś na dwukrotnie wyższym poziomie. Nie ma to zupełnie sensu i zaburza całą idee poziomów naszych stworków. 



Ale nie tylko łapaniem stworków możemy się trudnić w tej odsłonie – w "Pokemon Legends: Arceus" czekają na nas dziesiątki zadań pobocznych. Szkoda tylko, że złożonością przypominają wczesne "World of Warcraft". Co w stylu: przynieś 3 roślinki albo złap określonego Pokemona, i tyle. Wybaczyłbym tę prostotę, gdyby nagrody były tego warte, ale zazwyczaj dostajemy dość przeciętne przedmioty i poczucie zmarnowanego czasu w gratisie. Podobne wrażenia miałem w przypadku głównej fabuły, która jest tłem podobnej jakości co wspomniane wcześniej drzewa. Wykonywanie zadań miałoby większy sens, gdyby chociaż wpływało to na podnoszenie naszej rangi w zespole Galaxy. Co więcej – jedynym sposobem na awans w hierarchii aż do dziesiątej gwiazdki jest łapanie i katalogowanie Pokemonów. Będziecie musieli złapać określoną liczbę stworków z danego gatunku, pokonać je w walce x razy i jeszcze spełnić takie wymogi, jak np. schwytanie z ukrycia. Każda kolejna ranga odblokowuje nam nowe pokeballe, eliksiry i przynęty, a także, podobnie jak to było w przypadku odznak w poprzednich grach, umożliwia nam kontrolowanie coraz potężniejszych sprzymierzeńców. 



Po tych wszystkich narzekaniach i ganieniu twórców za lenistwo, liczę, że "Pokemon Legends: Arceus" to zaledwie pierwszy kamień w ogródku do zmiany skostniałej formuły głównego nurtu serii. Niecierpliwie wyczekuję "Pokemonów" z prawdziwie otwartym światem i grafiką, na jaką stać współczesne osiągnięcia. Póki co – dostaliśmy grę brzydką, której jednak rozgrywka wciąga jak mało co i nie chce puścić. Mimo wszystko wiem, że spędzę przy niej kolejne 20-30 godzin, starając się złapać wszystkie Pokemony i kończąc każde zadanie z listy. W końcu – najlepszym być naprawdę chcę!
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones